Pisząc ten wpis jest mi trochę smutno, że to już koniec naszej wspólnej przygody do tego kraju. Choć plany na powrót do Czech są, to jednak czuję taką pustkę, że coś się skończyło na dobre. Myślę, że jednak jeszcze nieraz powrócę do kraju piwa i smażonego sera.
Uście nad Łabą jest miejscowością kompletnie nieturystyczną co można zobaczyć po samej ofercie miejsc noclegowych. Prościej było przedłużyć mój pobyt w Pradze i pojechać tam pociągiem na pół dnia niż brać hotel – co zresztą miało zaletę w postaci prostszego powrotu do Polski. Chodząc tam z aparatem na wierzchu byłem postrzegany jako jakiś dziwak, ale czułem się bezpiecznie. Być może to wina mojego charakteru i zwracania uwagi na takie szczegóły jak spojrzenie innych. Miałem kiedyś niefajną konfrontację przy fotografowaniu w miejscach uważanych za niebezpieczne i pewnie zostało gdzieś w mojej pamięci. Ale wróćmy do Uścia nad Łabą.
Miasto swoim ukształtowaniem przypomina Zieloną Górę – jest pełno wyżyn i gór pełnych drzew. W taki upalny dzień jak tamten nie zachęcało to do dłuższych spacerów. Przy ulicach ciężko o jakieś drzewa, które by dały cień. Z zalet takiego terenu można wymienić, że nie trzeba jechać poza miasto, aby znaleźć dobre punkty widokowe na okolicę. Mając w domu widok z okna na śmietnik aż zazdroszczę 😊
Nie ukrywam, że przyjechałem tutaj w innym celu niż eksplorację tego miasta. Jeździ tutaj bardzo dużo zabytków techniki, które już pewnie znacie z wpisu o Czeskich Budziejowicach. Mowa o Skodach 15Tr. Połączenie dźwięku napędu i klimatów górskich tworzy piękne i klimatyczne połączenie…
Pod kątem turystycznym nie ma tutaj nic specjalnego. Taki szwędacz jak ja zawsze coś wynajdzie. Zacząłem swój spacer nad samą Łabą. Przecinają ją 3 mosty łącząc ze sobą dwie części miasta. Warto wspomnieć, że nazwa miasta wzięła się od miejsca połączenia ze sobą dwóch rzek – wcześniej wspomnianej Łaby i drugiej rzeki Biliny.
Centrum nie jest szczególnie reprezentatywne. Mieści się tam główny trakt, dużo większych i mniejszych sklepów i punktów usługowych oraz centrum handlowe schowane na uboczu. Natrafiłem na ulicznych grajków, którym poświęciłem kilka minut. Muszę przyznać, że nawet fajnie się słuchało. Dorzuciłem trochę koron.
Jedyną sensowną atrakcją wartą uwagi jaką udało mi się znaleźć jest Zamek Střekov. Wybudowany w 1316 roku na szczycie bez nazwy oferuje piękny widok na Łabę i tamę położoną centralnie pod zamkiem. Wejście jest darmowe, aczkolwiek na sam zamek trzeba wykupić bilet. Nie miałem już na to czasu, bo do zamknięcia pozostało pół godziny, więc zadowoliłem się samym tarasem widokowym.
Samo wejście na zamek jest warte uwagi. Prowadzi tu oficjalna, asfaltowa ścieżka, którą idzie się pół godziny i stromy, o połowę szybszy nieoficjalny szlak. Nie chodzę utartymi ścieżkami, więc wybrałem ledwie wydeptaną drogę.
Robiło się już późno a to była końcówka wyjazdu. Wróciłem wcześniej do Pragi i już nigdzie nie pojechałem. Miałem pomysł by pojechać do Mostu – miejscowości z dość ciekawą historią – lecz zmęczenie wygrało. Czy uda się tam pojechać? Czas pokaże.
Tym wpisem kończę serię z Czech. Dziękuję za dotrwanie do końca 🙂