Jak zrobić dystans około 30 kilometrów w linii prostej w jeden dzień i przejechać 300? Można przejść z jednego brzegu zalewu na drugi. A jak ktoś nie potrafi chodzić po wodzie to można wziąć samochód. I dodać jedno zero.
Trzeci i jednocześnie ostatni pełny dzień wyjazdu do Elbląga spędziliśmy wynajmując samochód, którym pojechaliśmy aż na koniec drogi wojewódzkiej numer 501 – do miejscowości Piaski (dla tych co mogli nie czytać wcześniejszych wpisów – pojechałem do Elbląga wraz z moją bardzo dobrą koleżanką). Po wjechaniu do miejscowości zaskoczył mnie spokój tego miejsca – żadnych turystów i cisza. Kompletne przeciwieństwo Krynicy Morskiej, którą chwilę wcześniej mijaliśmy. Po znalezieniu parkingu przy samej plaży i to w dodatku za uczciwą cenę (!!!) wystarczyło tylko wyjść z samochodu, zdjąć buty i wejść na plaże. A tam szok: pustki.
Kilku plażowiczów i nic więcej. W takich warunkach można odpoczywać. Oczywiście, są ludzie którzy lubią siedzieć na plaży w tłumie – żeby było jasne, nie hejtuję tego – dla mnie takie plażowanie to by było coś fajnego. Nawet nie trzeba wystawiać parawanów o szóstej rano.
Do granicy z wejścia numer 6 idzie się około godzinę normalnym tempem. Aby dojść pod granicę plażą i wrócić tą samą drogą, trzeba wykupić bilet parkingowy na minimum trzy godziny. Inaczej trzeba się bardzo mocno sprężyć. Po drodze minęliśmy kilkanaście turystów i dwa przyjaźnie nastawione pieski.
Po przejściu godziny jesteśmy pod samą granicą. A dokładniej chwilę przed nią, ponieważ płot pod którym stoimy nie jest de facto słupkiem granicznym. Od samej granicy według mapy oddziela nas jeszcze 400 metrów. Samego płotka pilnuje straż graniczna, która odpoczywa sobie w samochodzie schowanym przy wjeździe do wejścia numer 1.
Nie mieliśmy dostatecznie dużo czasu, aby wrócić tą samą drogą. Powróciliśmy utwardzoną leśną drogą, która jest czymś w rodzaju cyklostrady i ciągnie się hen daleko w kierunku zachodnim.
Jadąc na drugi brzeg Zalewu Wiślanego chcieliśmy cyknąć fotkę w Stegnie. Tłum turystów generujący korek zmusił nas do zmiany trasy. W ten sposób pojechaliśmy ciekawymi drogami z pięknymi widoczkami. Żałuję, że nie mieliśmy dostatecznie dużo czasu by stawać co chwilę z aparatem, bo okolica jest przepiękna. Udało się stanąć na chwilę przy jednym z pięknych pastwisk.
Po ponad godzinie dojechaliśmy do przedostatniego celu – Fromborka a dokładniej Bazyliki Archikatedralnej WNMP i św. Andrzeja. Żeby było śmieszniej to granicę z Rosją a Fromborkiem dzieli około 11 kilometrów. No nic, jeszcze nie wynaleziono pływających samochodów. W tym dniu akurat był koncert organowy na który też nie udało się załapać przez napięty grafik. Na szczęście udało się na spokojnie zwiedzić wnętrze przed mszą. Będąc w okolicy na prawdę warto zajechać tutaj i przeznaczyć godzinę na zajrzenie do środka. Zresztą, zobaczcie sami.
Katedra ma jeden wspólny mianownik z Toruniem: Mikołaja Kopernika. Jest on pochowany w jej murach, co podkreśla tabliczka nad jego grobem.
Oprócz samej katedry można wejść na wieżę, z której pięknie widać całą katedrę, Frombork i Zalew Wiślany.
Na koniec dnia pojechaliśmy do Raczków Elbląskich zaliczyć dość popularną, aczkolwiek nudną „atrakcję” – depresję. Całe szczęście ten punkt nie wpływa na psychikę.
Atrakcji dodał smaku mały tygrys, który przywitał nas cichutkim miauczeniem.
Co do samych Raczków Elbląskich – kompletnie nie warto. Chyba, że dla samego zaliczenia tego miejsca. Ale ja bym się zastanowił dwa razy.
Cała okolica jest pełna pięknych miejsc. Wiele miejsc jeszcze czeka na odwiedzenie i w temacie tego regionu jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Na pewno tu wrócę. A Was zapraszam do odwiedzenia Elbląga jak i całej okolicy – gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Wszystkie zdjęcia z tego wyjazdu znajdziecie w galerii.