Nie trzeba jechać daleko aby zaznać spaceru w dżungli. Czasami wystarczy wyjść z domu, skrzyknąć się z kimś by było raźniej i pójść w jakieś losowe miejsce.
W pewien wtorek za namową mojej bardzo dobrej koleżanki (którą pozdrawiam) postanowiłem wyjść z domu na krótki spacer. A w zasadzie to postanowiliśmy. Na samym początku nie wiedzieliśmy gdzie pójść by nie powtarzać w kółko tych samych miejsc. Przypomniałem sobie o tajemniczej ścieżce, którą jakiś czas temu przypadkiem odkryłem i postanowiłem, że sprawdzimy dokąd prowadzi.
Nie byłbym sobą gdybym nie wziął aparatu. Po wyciągnięciu z torby przywitał mnie smutnym komunikatem o braku karty pamięci. Eh…
Po przejściu całego strumyku Sępolno klimat zaczął się zmieniać…
Po przejściu wzniesienia i pokonania 100 metrów chaszczy dotarliśmy nad brzeg Odry. Idealnie na zachód słońca.
Korzystając z niskiego poziomu Odry postanowiliśmy wrócić brzegiem mając nadzieję, że uda się dotrzeć. Nie było to łatwe ze względu na sporą ilość dużych kamieni po których trzeba było ostrożnie iść.
Przejście do końca brzegu zajęło nam dobre 20 minut. Po dotarciu okazało się, że… No właśnie. Przed pójściem gdziekolwiek zawsze sprawdzam mapy by się nie zgubić. Tym razem zapomniałem włączyć Google Maps i upewnić się, czy na pewno jest to dobry pomysł. BYŁ FATALNY.
Zaraz będzie ciemno a my na środku cypla bez łatwego powrotu. I co teraz? Rura do przodu. Znając drogę udało się wrócić w 15 minut do punktu wejścia i wyjść z parku w momencie kompletnej ciemności. I to się właśnie nazywa timing.
PS. Nie próbujcie tego w domu.