Zeszłoroczny Sylwester wypadł kalendarzowo bardzo korzystnie – na sylwestrowy wyjazd można było przeznaczyć trzy dni. Długo szukałem pomysłu, gdzie pojechać i przypomniałem sobie o moim ukochanym Śląsku. Z GOPu niedaleko jest do Czech, a przy samej granicy leży Ostrava. Było to miejsce na mojej liście zatytułowanej „Tu wróć”, więc i wróciłem i to nie sam. A powodów było kilka. Po dłuższej przerwie zapraszam na wspólną podróż!
Podróż oczywiście odbyła się pociągiem. Chwilę po godzinie 9 wyjechaliśmy z katowickiego dworca w kierunku Bogumina, gdzie nastąpiła zmiana czoła i po 10 minutach zameldowaliśmy się na OSTRAWSKIM!!! dworcu. Wyjazd nie był jakoś szczegółowo zaplanowany, więc potrzebowaliśmy chwilę namysłu od czego zacząć. Jest to teren fotogeniczny i górzysty, w pewnym stopniu nawet i sztucznie, więc zaczęliśmy pod punktu widokowego. A punkt widokowy był właśnie sztuczny, ponieważ jest to hałda.
Hałda Ema, bo tak się właśnie zwie, powstawała w okolicy roku 1920. Jest to góra powstała w wyniku składowania odpadów pokopalnianych i ma wysokość… no właśnie. Ze względu na zmiany wysokości w wyniku ciągłego zapadania się jej, jest dużo rozbieżności co do jej faktycznej wysokości. Różne źródła mówią o 324, 325 a nawet 312 metrów nad poziomem morza. Tabliczka na górze też milczy na ten temat. Drodzy Turyści – nie niszczcie takich rzeczy.
Podobno w jej wnętrzu cały czas tli się ogień i widać dym unoszący się nad nią. My nie załapaliśmy się na tą atrakcję. Natomiast z tego powodu wejście jest „na własną odpowiedzialność”, ponieważ w każdej chwili może się zapaść.
Poświęcam tej hałdzie dość dużo miejsca w tym wpisie. Ale dlaczego? Widok z tego miejsca jest niesamowity. Przy lepszej pogodzie pewnie by było widać Polskę a podobno nawet i drugą hałdę. Muszę się tam kiedyś wybrać!
Na sam koniec wpisaliśmy się do pamiątkowej książki, która była zagadką konkursową. Teraz mogę pokazać całość, a zwycięzcy zagadki serdecznie gratuluję 😊
Sama droga na hałdę jest ciekawa, prowadzi przez typowe dla Czech, spokojne osiedle.
Jedno z poprzednich widokówkowych zdjęć pokazuje kolejną atrakcję. Są to Dolne Witkowice – dawna huta przerobiona na atrakcję turystyczną. Są tam liczne wystawy, można wjechać na wieżę widokową i wypić herbatę. My postanowiliśmy tylko przejść się po kompleksie i porobić ciekawe zdjęcia. Dla osób nieznających czeskiego i angielskiego – można się z łatwością dogadać po Polsku.
Huta rozpoczęła działalność w okolicy 1830 roku, kiedy odpalono pierwszy piec. W 1836 roku do użytku został włączony pierwszy duży piec. Zbudowano łącznie 6 pieców, które obsługiwały wydobycie z pobliskiej kopalni Hlubina. W 1988 roku huta zaprzestała działalności, a po jej zamknięciu zastanawiano się, co zrobić z całym kompleksem. Ostatecznie został wpisany na listę europejskiego dziedzictwa kulturowego i został oddany jako atrakcja turystyczna. Jako miłośnik tego typu architektury aż nie chciałem stamtąd wychodzić. Obiekt jest ogólnodostępny dla zwiedzających.
Istnieje możliwość zwiedzenia jednego z dużych pieców wraz z przewodnikiem, jednak trzeba się wcześniej zapisać. Chętnie bym tu wrócił i skorzystał z tej atrakcji. Może kolejny powód by tu wrócić?
Nawet znalazło się miejsca dla symbolu czeskiego transportu – Tatry T3. Obecnie liniowo nie do spotkania w Ostravie.
Kolejny powód do pojechania do Ostravy był jarmark bożonarodzeniowy, a dokładnie to jego końcówka. Niestety, ale większość stoisk była już zamknięta i nic nie kupiliśmy. W okresie świątecznym na pewno było tam więcej życia. W ostatni dzień funkcjonowania były otwarte tylko stoiska z gastornomią.
Pomimo ograniczonej oferty, frekwencja dopisywała. Można było spotkać nawet Polaków.
Na zakończenie – vánoční tramvaj (świąteczny tramwaj). Zajął całkiem wysokie miejsce w corocznym konkursie.
Podsumowując jednym zdaniem – WARTO!!!